Wraki Bałtyku – sierpień 2009

Marcin Kizior

Nareszcie!!! Dwa wraki – Franken i Bryza zaliczone (no, Franken to można powiedzieć, że co najwyżej liźnięty). Już praktycznie się poddałem – brak miejsca na łódce, brak kwater (ciekawe, zawsze myślałem, że jednej osobie łatwiej znaleźć nocleg, mniejsze miałbym problemy gdybym jechał z rodziną), cóż może następnym razem… W środę 19 sierpnia, dzwoni Leszek zapytać czy w końcu jadę czy nie. Mowię, że nie udało mi się załatwić żadnego spania, więc muszę odpuścić. Okazało się, że jest wolna przyczepa w Jastarni. 10 minut namysłu i … załatwiam szybko urlop, który już odwołałem, jadę do domu się spakować i 3 godziny później jestem w drodze na Hel.

Na miejscu okazało się, że w zamieszaniu zostawiłem buty do suchego na balkonie. O 23:00 trochę ciężko znaleźć wypożyczalnię, a rano mieliśmy wypłynąć o 7:00. Na szczęście Andrzej, właściciel bazy “Diving Baltic” znalazł jakieś buty do pianki, które po namoczeniu i naciągnięciu nawet pozwalały na małe krążenie krwi. Miałem tylko nadzieję, że to koniec niespodzianek, i na drugi dzień nie okaże się, że przyjechałem się tylko poopalać.

Czwartek 20.08

W porcie byliśmy 6:30, ale wypłynęliśmy z małym poślizgiem (przed 9:00 🙂 ). Chwilę zeszło na sprawdzenie sprzętu, pomiary gazów, zniesienie i poukładanie wszystkiego na pontonie. Miejsca nie było za wiele plus ja, jako nie do końca planowany dodatek, ale jakoś zmieściliśmy się wszyscy, czyli Leszek Nowak, Jacek Musiał, Dominik Sumowski i ja.

Po 30-40 minutach skakania po falach (przy okazji – wyglądaliśmy jak grupa specjalna, desantowa), z odbitym siedzeniem (co chwilę zsuwałem się na butle) i poobijanymi nogami (w jednej ręce trzymałem aparat w obudowie, i co chwilę uderzałem nim o nogi) dotarliśmy na miejsce.  Sprawne ubranie sprzętu i schodzimy na Frankena, który spoczywa na 72 metrach.

Dokładniejszy opis wraku można znaleźć np. tu

Na szczęście z prądu, który był dzień wcześniej niewiele zostało, przynajmniej nie trzeba było walczyć, żeby dopłynąć do opustówki. Niestety zdjęć z pierwszego nurka nie ma (nie licząc dwóch z dekompresji :-)), z bliżej niewyjaśnionych przyczyn (możliwe, że pomimo użycia trimixu narkoza azotowa zadziałała :-), nie udało mi się zmienić ustawień w aparacie i po kilku minutach poddałem się i skupiłem się na nie zgubieniu reszty. Woda o dziwo cieplutka (na 60 metrach 7 stopni). Wrak pokryty sieciami, wszędzie poplątane żyłki i haczyki. To wszystko plus zwykle zimna woda, ciemność, zwykle słaba widoczność, prądy powodują, że nurkowanie na Bałtyku jest wymagające. Nurek nie był za długi, po 18 minutach Jacek dał sygnał do wynurzenia i 33 minuty później jesteśmy na powierzchni.

Jedyne zdjęcie z tego nurka:

Jeszcze tylko trzeba jakoś wyjść z  wody:

Powrót do portu, nabicie butli, i o 18:00 jesteśmy z powrotem nad Frankenem. Tym razem wszystkie ustawienia w aparacie zrobiłem wcześniej, dokładnie sprawdziłem przed wejściem do wody czy wszystko działa i jakieś efekty fotograficzne są. Niestey w drodze na Frankena rozładował się Jackowi akumulator od latarki (pewnie zwarcie od wody) i Jacek został na pontonie.

Efekty fotograficzne drugiego nurka:

I znowu do góry:

Tradycyjne portrety na deko:

Zdarzały się również akcje mrożące krew w żyłach – wielka meduza atakująca Leszka. Na szczęście atak odparty kołowrotkiem

W sumie meduz na 6 metrach było sporo.

Koniec deko – wracamy na powierzchnię

 i płyniemy w stronę zachodzącego słońca.

Wieczorem jeszcze raz obejrzałem wystawę “Planeta Ocean” gdzie znajduje się 100 dużych zdjęć zrobionych w różnych częściach świata. Zdjęcia autorstwa Laurent Barrest’a robią wrażenie. Jedne z najlepszych zdjęć podwodnych jakie widziałem.

Piątek 21.08

Tym razem zaplanowaliśmy spotkanie w porcie na 9:00. Jacek musiał nas opuścić wcześniej, więc nawet nie płynął na Frankena. Co prawda w planie na piątek był U-boot, ale okazało się, że nie mamy echosondy więc szanse oglądania piachu na 70m były duże. Zdecydowaliśmy się więc na Frankena.

Miałem nadzieję na zrobienie trochę innych zdjęć a przy okazji zobaczenie innej części wraku. Na dole znowu był prąd, dodatkowo Dominik rozciał rękawiczkę, a tego dnia woda już miała standardowe 4 stopnie, więc musieliśmy kończyć nurka (15 minut też nieźle). Powrót do portu i dylemat – iść na Bryzę czy nie iść. Dominik odpadł (w mokrym suchym średnia przyjemność), Leszek też zrezygnował. Kilka minut zastanawiania i decyzja – w końcu tyle jazdy, gazów jeszcze zostało – idę na Bryzę. Wrak świeży, będziemy mieli porównanie następnym razem. Chwilę zajęło załatwienie klucza do bramy do wjazdu na plażę (przejściez parkingu z twinem na plecach, stage’em, aparatem i paroma innymi klamotami nie wchodziło w grę :-)). Całe szczęście, że przed samym nurkiem dostałem dokładne namiary, zamiast wcześniejszych “na końcu falochronu w lewo po stoku na 15 metrach” bo wypłynąłbym w kompletne krzaki :-). Muszę popracować nad kondycją – przepłynięcie z plaży do końca falochronu mnie wykończyło 🙂 (a przede mną jeszcze powrót).

 Bryza była tam gdzie miała być, wrak czyściutki, bez sieci, żyłek, wszystko co mogłoby się zatrzasnąć i uwięzić w środku usunięte – dobry wrak na poczatki kursu wrakowego.

 Do środka mimo to nie wpływałem – podobno wszystkie medale już zostały znalezione :-), zresztą trzeba coś zostawić na następny raz. Nurka wykorzystałem na testy fotograficzne – różne kąty, odległości od wraku itp.

Powrót tą samą trasą, kilka zdjęć przy falochronie i wracam na plażę.

Szybkie spakowanie gratów i jedziemy do domu.

Mam nadzieję, że uda się jeszcze wrócić w tym roku na Bałtyk na nurka.

Podziękowania dla całej ekipy – Leszka, Jacka, Dominika za wygospodarowanie trochę miejsca :-), i Andrzeja za obite gnaty 😉  i podróż “poduszkowcem” :-).

Więcej zdjęć: 


Comments are closed.